Autor: dr Marek Kaczmarzyk
My, ludzie współcześni, użytkownicy zaawansowanej technologii, którzy myślami sięgają już nieznanych galaktyk, zadziwiająco rzadko dostrzegamy rzeczy niesamowite, jeśli te towarzyszą nam na co dzień.
Oczywiście wiemy (słyszymy o tym w szkole, oglądamy kolorowe tablice, z przyjemnością odwiedzamy muzea pełne poczerniałych i zniszczonych kości), że jako gatunek mamy za sobą ewolucyjną przeszłość, a warunki w dawnych czasach były bardzo różne od tych, jakie znamy dzisiaj. Wiemy to, ale najczęściej uważamy, że tamten odległy świat już nas nie dotyczy. Był częścią drogi, którą mamy za sobą. Zmieniliśmy się. Dzięki kulturze udało się nam odciąć od biologicznego podłoża, przekroczyć wynikające z niego ograniczenia.
W pewnym stopniu mamy rację. Nasze złożone mózgi zdolne są do szybkiego przetwarzania pakietów informacji i wytwarzania rozwiązań bez konieczności odwoływania się do gotowych, genetycznie utrwalonych reakcji. Nie oznacza to jednak, że nasze biologiczne podłoże można bezkarnie ignorować. Dotyczy to nie tylko struktury i funkcji naszych ciał, w tym oczywiście i mózgów, ale także praw rządzących naszym życiem.
Edukacja nie jest tu wyjątkiem. W złożonym systemie społecznych zależności, zmian zachodzących błyskawicznie, niestabilnej teraźniejszości i niepewnej przyszłości, staramy się szukać nowego pomysłu na edukację, wymyślać ją od nowa… Rzecz w tym, że proces edukacji, w najbardziej ogólnym i intuicyjnym znaczeniu tego słowa, towarzyszył człowiekowi zawsze. Może więc zamiast wymyślać ją od nowa, spróbujmy sobie edukację po prostu przypomnieć?
Ludzkie kompetencje są wynikiem procesów edukacyjnych, odbywających się w określonych warunkach środowiska społecznego. Są sposobem rozwiązywania problemów. Obserwacje ekologów jednoznacznie wskazują, że w dłuższym przedziale czasu bezpieczeństwo populacji leży w różnorodności cech. Duża różnorodność zmniejsza prawdopodobieństwo pojawienia się problemu, któremu nie sprosta żaden z osobników.
Społeczność złożona z osób o identycznych kompetencjach, będzie bezpieczna jedynie w niezmiennym, przewidywalnym środowisku społecznym, które wymaga rozwiązania typowych problemów. Zmiana, zwłaszcza taka, którą trudno przewidywać, zastaje jednorodne populacje bezradnymi.
Bezpieczeństwo w przyszłości wiąże się więc z różnorodnością kompetencji. Rzecz w tym, że klasyczna szkoła wydaje się zupełnie tego nie zauważać. Praktycznie wszystkie zasady, którymi rządzi się szkoła, mają na celu wyposażenie uczniów w identyczne zestawy kompetencji na porównywalnym poziomie. Ignorujemy od dawna znany nam fakt, że każdy człowiek jest absolutnie unikalny, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Ta wyjątkowość jest właśnie odpowiedzią na potrzebę różnorodności.
Już sam genetyczny przepis na nasze ciała jest wynikiem nieprawdopodobnie skomplikowanej gry losowej, która odbywa się jeszcze zanim powstanie pierwsza komórka naszych ciał – zygota. Każdy z kilkudziesięciu tysięcy genów aktywnych w czasie naszego życia posiada dwie lub więcej odmian. Do komórek rozrodczych trafia losowo po jednym z nich, co powoduje, że prawdopodobieństwo powstania dwóch identycznych zestawów jest praktycznie równe zeru. Nigdy w przeszłości nie było, i zapewne w przyszłości nie będzie, zestawu genów, jakie posiada każdy z nas. Wyjątkiem są jedynie genotypy bliźniąt jednojajowych.
Każdy człowiek jest bytem niepowtarzalnym. Dotyczy to także budowy i funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego, a więc tego, co stanowi podłoże naszego postrzegania świata.
Klasyczna szkoła wydaje się konsekwentnie ograniczać różnorodność, pomijać preferencje i zainteresowania, promować programowo „poprawne” rozwiązania. Tworzymy zamknięte zbiory oczekiwanych efektów kształcenia, celów nauczania, bazy koniecznych kompetencji i zalecenia, w jaki sposób osiągnąć ich pożądany poziom u każdego ucznia. Same szkoły rozliczamy zresztą z tak właśnie rozumianych osiągnięć. Ignorujemy społeczny charakter naszego gatunku, w którym przynajmniej spora część kompetencji dotyczy możliwości współpracy z innymi. Różnorodność nie prowadzi tu do oddalenia od siebie jednostek, przeciwnie, właściwie rozumiana staje się przyczyną wzrostu znaczenia jakości relacji pomiędzy nimi.
Jeśli założymy, że granice kompetencji jednostki stanowią granice jej bieżących możliwości, naturalną potrzebą będzie szukanie sposobu na ich rozszerzenie. Jeśli czegoś nie wiesz lub nie potrafisz, naucz się tego. To skuteczne i oczywiste rozwiązanie. Prowadzi jednak do równie oczywistej konieczności przyswojenia każdej, potencjalnie użytecznej wiedzy. W realiach dzisiejszego świata jest to jednak droga prowadząca donikąd.
W przypadku, kiedy praktycznie zawsze towarzyszą nam inni, istnieje jeszcze jedna, równie przecież oczywista droga rozszerzania własnych możliwości. Jest nią korzystanie z kompetencji innych ludzi. Jeśli czegoś nie wiesz lub nie potrafisz, poszukaj kogoś, kto potrafi.
Nasze szkoły wydają się rzadko dostrzegać taką możliwość. W pewnym sensie szkoła zachowuje się tak, jakby przygotowywała nas do życia w kompletnej samotności, jakby udziałem każdego z nas miały być bezludne wyspy, na których każdy musi sobie radzić jedynie dzięki temu, co sam potrafi.
Nasza teraźniejszość, podobnie jak i przeszłość, jest jednak zupełnie inna.
Ludzkie mózgi uwielbiają informacje o innych ludziach.
Kierowanie uwagi w stronę działań innych członków grupy, sprzyjało nam i nadal sprzyja, podobnie jak uwaga innych skierowana w naszą stronę. Zabiegamy o nią, większość z nas lubi przyciągać spojrzenia innych ludzi. W pewnym stopniu nasz specyficzny gatunek przeszedł stopniowo z walki o byt w walkę o zachwyt. Widzimy, interpretujemy, rozumiemy świat przede wszystkim przez pryzmat obecności innych ludzi.
Pozornie oczywiste zadanie, jakie stawia sobie często nauczyciel – zainteresować ucznia przedmiotem, jaki wykłada, jest z tej perspektywy niezwykle trudne (o ile nie niemożliwe). Znacznie łatwiej jest wzbudzić zainteresowanie sposobem, w jaki nauczyciel sam interesuje się swoim przedmiotem. Taka zmiana perspektywy wymaga zasadniczej zmiany rozumienia roli nauczyciela. Wysuwa na pierwszy plan jego osobowość, umiejętności interpersonalne stają się kluczem do tworzenia motywacji ucznia oraz warunkiem decydującym o jego osiągnięciach. Jakość edukacji staje się z tej perspektywy funkcją jakości relacji, jakie zachodzą pomiędzy uczestniczącymi w tym procesie osobami.
Znaczenie emocjonalnych reakcji nauczyciela sięga prawdopodobnie jeszcze głębszych mechanizmów uczniowskich motywacji do przyswajania wiedzy. Zastanówmy się przez chwilę, w jaki sposób ktoś, kto styka się z jakimś obszarem wiedzy i kompetencji ma zdecydować czy ten właśnie obszar może być użyteczny? W takiej sytuacji najbardziej wiarygodną wskazówką może być to, w jakim stopniu osoba przekazująca wiedzę jest zainteresowana tym, co mówi. Jeśli ma to dla niej duże znaczenie, będzie zdradzała zainteresowanie i zaangażowanie w procesie przekazywania jej innym. I odwrotnie, człowiek znudzony tym, co mówi, jest automatycznie niewiarygodny, kiedy twierdzi, że mówi o czymś ważnym.
Sposoby oceny zaangażowania są wpisane w nasz biologiczno-społeczny bagaż. Stanowią one część mechanizmów o szerszym znaczeniu, nazywanych mechanizmami lustrzanymi. Zespół włoskich badaczy z Padwy pod kierunkiem prof. Giacomo Rizzolattiego w czasie badań nad mózgiem ruchowym makaków japońskich odkrył, że neurony wykazujące aktywność w czasie wykonywania ściśle określonego ruchu (a nieaktywne przy innych ruchach), uaktywniają się także wtedy, kiedy małpa obserwuje podobny ruch wykonywany przez inne zwierzę, a nawet człowieka. Podobne zjawiska opisano nieco później u ludzi. Mózg obserwatora wytwarza stany, które miałyby tam miejsce, gdyby on sam wykonywał obserwowane czynności.
Znudzony nauczyciel wywołuje nudę w umyśle ucznia, zaangażowany jest źródłem reakcji lustrzanych prowadzących do motywacji.
Mimo odmiennych bardzo często oczekiwań i nauczycielskich intuicji, może się okazać, że ważniejsze od tego, co mamy do powiedzenia, jest to, w jaki sposób to mówimy.
Społeczny charakter naszego gatunku daje nam ogromne możliwości.
Warto przyjrzeć się naszym korzeniom, ponieważ ich zrozumienie może nam wskazać nowe kierunki działań i nowe, tak dzisiaj potrzebne, rozwiązania. Rozwiązania te zresztą wcale nie są nowe Logika podpowiada, że towarzyszą nam od początku naszej gatunkowej drogi. W pędzie za zwiększeniem skuteczności nowoczesnej szkoły próbowaliśmy o nich zapomnieć, ponieważ wiążą się z koniecznością uwzględniania ograniczeń, a to przychodzi nam, współczesnym ludziom z ogromnym trudem. Te same rozwiązania przynoszą jednak nieoczekiwane możliwości, pozwalają odkryć zapomniane obszary działań, znaczeń i wartości. Mamy dziś dostęp do badań, rozumiemy nasz biologiczny charakter. Ostrożne wykorzystanie tej wiedzy w wyjaśnianiu i usprawnianiu procesu edukacji jest szansą, zbiorem potencjalnych możliwości, których nie wolno nam zignorować.